Idealna mama- czy to możliwe?

Wiara w siebie, przekonanie o swojej nieomylności, intuicja, wszystko to mówiło mi będziesz najlepszą matką na świecie.

Uważałam, że z moją wiedzą wychowanie dzieci będzie nie tylko przyjemne, ale jakże owocne. Wyobrażałam sobie sielankę kochającej rodziny i spokój domowego ogniska. Jak ja je dobrze wychowam, jestem pedagogiem dobrze zapoznałam się z psychologią rozwojową!. Oczywiście nie pozwolę żeby moje dzieci zachowywały się taj jak dzieci…tych czy tamtych. Moje dzieci będą grzeczne, mądre, doskonałe w każdym calu bo…ja będę doskonałą matką!

Najpierw bardzo chciałam, starałam się zrobić wszystko najlepiej jak potrafiłam. Moja głowa przepełniona była myślami, o tym, jaka wykształcona i wspaniała jestem. Ponieważ tylko ja jestem mądra, więc lepiej żeby mąż się nie wtrącał w wychowanie. Ja wiem lepiej jak postąpić niemalże w każdej sytuacji. Zresztą on też, utwierdzał mnie w tym przekonaniu mówiąc niejednokrotnie, ty wiesz lepiej.

Tak powoli odsunęłam ojca od dziecka. Zauważyłam również jak wiele ma wad, bo, nie umie zająć się dzieckiem tak jak trzeba, nie potrafi przybić porządnie gwoździa i tak dalej. Równolegle z falą oskarżeń w stosunku do męża rosła fala niechęci do niego i do życia, że miało być tak pięknie, a nie jest. Nie rozumiałam, dlaczego. Podejrzenie, ze to moja wina nie pojawiło się w mojej głowie. Nadszedł dzień, który wiele zmienił w moim życiu. Dzień wyjazdu męża na długą delegację. Dotarło do mnie, że ja zostaję. Wyjazd trwał rok. O wiele za długo. Mąż przyjeżdżał raz w miesiącu do Polski i znowu wyjeżdżał. Powoli dzień po dniu odkrywałam jakby od nowa sens rodziny. Moja córka zaczynała mówić, patrzyła na telefon i mówiła …tata. Obie bardzo tęskniłyśmy. Nagle odkryłam swój egoizm. Dotarło do nie, jak wiele mu zawdzięczam i jakim jest wspaniałym człowiekiem. Przypomniałam sobie, że właściwie jest moim największym przyjacielem. Patrzyłam jak nosi małą na plecach jak słucha uważnie jej słów. Jak cenne są te krótkie chwile razem. Powoli uczyłam się, że córka nie jest moją własnością, że nie jestem taka idealna. Dzięki, jego wytrwałości i wielkiej miłości do dziecka udało nam się przejść przez ten trudny czas. Bardzo łatwo jest odsunąć męża od siebie i ojca od dziecka, jeśli w porę nie zauważy się tej ślepej uliczki. Zdecydowanie trudniej jest to naprawić. Ten pierwszy etap budowania rodziny mieliśmy już za sobą. Pułapki jednak czyhają na każdym kroku.

Przez cały okres urlopu macierzyńskiego i wychowawczego, wiedziałam, że wrócę do pracy. Praca jest moją pasją. Nie potrafię przestać o niej myśleć. Wiem, że bez niej byłabym innym człowiekiem.

Pisząc to wszystko zastanawiam się nad pytaniem czy można realizować się zawodowo i być dobrym w swojej dziedzinie i jednocześnie nie zaniedbywać rodziny?

To trudne pytanie i chyba nie ma dobrej odpowiedzi. Jest jednak kilka sposobów na pogodzenie pasji z rodziną.

Po wielu dyskusjach z samą sobą doszłam do wniosku, że moje dzieci chyba by nie chciały rozgoryczonej matki, która oddała swoją pasję po to by z nimi być.

Dlatego postanowiłam spróbować pracować. Nie potrafię nie angażować się w pracy, nie potrafię wykonywać planu minimum i to jest mały problem. Zaczęły się dodatkowe spotkania, szkolenia, warsztaty, wyjazdy i mnóstwo zobowiązań, czyli pracy do domu. Wtedy przypomniałam sobie jak mój szef, kiedyś odmówił wykonania jakiejś kolejnej statystyki, bo jego córka bardzo się za nim stęskniła i musi z nią pobyć. Wtedy raczej go potępiałam niż podziwiałam, ale dziś jestem mu wdzięczna. Z trudem, ale czasem udaje mi się powiedzieć przykro mi, ale nie dam rady, bo chcę pobyć z dziećmi.

Nie zmienia to faktu, że nadal praca jest dla mnie czymś bardzo ważnym i oddaję jej większość swojej energii. Mając dwójkę dzieci, muszę mocno walczyć o czas dla nich. Walkę toczę właściwie z samą sobą.

Kolejną rzeczą, która pozwala nam przetrwać i chyba dać poczucie sielanki, o jakiej kiedyś marzyłam to wieczory. Może to zabrzmi strasznie dla większości czytelników, ale nasze dzieci nie chodzą spać po bajce. Kilka razy w tygodniu wracamy o tej godzinie do domu, gdyby dzieci spały pewnie nie widzielibyśmy się z nimi. Staramy się nie oglądać wieczorem wiadomości, serialu. Włączamy muzykę i jesteśmy z dziećmi. Czasem tańczymy, bo taniec chyba najbardziej nas odpręża. Dzieciaki uwielbiają, kiedy tańczymy. Czasem urządzamy kino domowe i oglądamy bajki z projektora, takie stare urządzenie i bajki na kliszach, a ile radości!

Lubimy też wspólne czytanie, siedzimy na łóżku i ciągle przeglądamy te same książeczki i gazety dla dzieci. To prawda czasem jesteśmy ledwie żywi, bo nie mamy czasu dla siebie. Przyjdzie jednak taki dzień, kiedy nasze dzieci nie będą chciały z nami tańczyć, czytać. Będą siedziały w swoim pokoju i w swoim świecie. Dlatego tak cenna jest każda minuta teraz, nawet, jeśli kończy się tak, ze zasypiam z jednym z nich i nie zdążę zjeść kolacji.

Być z dziećmi to nie tylko bawić się z nimi, ale stawiać granice, wymagania. To chyba najtrudniejsze, dla zapracowanych rodziców. W pracy, głownie stawiam wymagania i konsekwentnie przestrzegam ich realizacji. W domu już nie chcę tego robić, w domu mam ochotę tylko rozpieszczać. Przed całkowitą „zagładą”, uratowała nas szkoła dla rodziców! Polecam gorąco. Nawet moje dziecko zauważyło różnicę „babciu mama już mnie nie zamyka w łazience, kiedy coś zbroję i nie wiem, dlaczego?”. Oboje skończyliśmy kurs podstawowy i z radością stosujemy niektóre metody. Kiedyś do szału doprowadzała mnie niechęć mojego dziecka do mycia. Teraz mówię „wiem, że nie chcesz się myć, nie lubisz kłaść się spać, wiem wolałabyś się pobawić itd”, i nagle z przeciwnika zamieniam się w sojusznika. Nawet, jeśli są łzy to już nie ma agresji. Prawda o trudnościach w stawianiu granic ma jeszcze drugie dno, o którym nie lubię myśleć. Prawdopodobnie zabiegany rodzic zagłusza swoje wyrzuty sumienia związane z brakiem czasu dla rodziny i próbuje to „nadrobić”, będąc przyzwalającym na wszystko i „dobrym”. Warto się dobrze zastanowić nad motywacją swojego postępowania. Wolę nie rozwijać tego wątku.

Od dzieci można się wiele nauczyć „tatusiowie to zawsze przyjmują przeprosiny a mamusie nie”, powiedziało kiedyś moje dziecko.

Na spacerze zatrzymujemy się przy małych rzeczach. Wiem, że małe rzeczy dla mnie są wielką sprawą dla dzieciaków. Dlatego zachwycam się małym listkiem i biedronką i mleczem i kretowiskiem i nadchodzącym skądś dźwiękiem. Od nowa zadziwia mnie świat, bo uczę się patrzeć oczami dzieci. A jak ciekawie wygląda świat w odbiciu kałuży. „Mamo powoli!!!”- woła czasem córka. Oho, myślę sobie znowu zapomniałam, że trzeba się czasem zatrzymać nad złamaną gałązką i śladem kota na śniegu.

Warto też z dziećmi rozmawiać na mądre tematy. Mają wiele do powiedzenia! Potrafią snuć filozoficzne wnioski, czasem aż trudno uwierzyć.

Dzieci najwięcej radości czerpią nie z zabawek, prezentów, świetnych gier komputerowych. Najwięcej radości daje wspólne wymyślanie czegoś i realizacja własnymi sposobami. A może pobawimy się w statek? Dobrze, to, co jest potrzebne poduszki, krzesła i koc no i wiosła może rakietki, albo zwinięte gazety? Wtedy wystarczy delikatnie wspierać pomysły a dzieci już sobie poradzą z resztą, jakże twórcze i mądre są dzieciaki, jeśli da im się szansę na tworzenie. Precz z plastikowymi zabawkami! A może zrobimy tor przeszkód? Trzeba będzie przejść pod krzesłem i po tych książkach telefonicznych jak po kamieniach i tutaj przeskoczyć sznurek - wymyślają na poczekaniu. Mamo czy to pudełko do czegoś nam się przyda? Spróbujmy cos wymyślić razem. Mamo a dziś pobawimy się w Czerwonego Kapturka. Myślę sobie nie mam siły, ale głośno mówię świetny pomysł. Boję się, że kiedyś wróci jak echo, to co mówimy do dzieci i na moją propozycję powiedzą „nie mam siły”. Dlatego mobilizuję się i nie podcinam skrzydeł dzieciom. Zdarza się czasami, że idę z dziećmi do pokoju i zasypiam na dywanie, ale one bawią się przy mnie.

Teraz jak już tyle dobrego powiedziałam o swojej rodzinie czas się przyznać. Jestem chyba matką – pracoholiczką.

Myślę, że wiele osób dotyka ten problem nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Czas powalczyć o uciekające życie!

Można popatrzeć na siebie trochę jakby z boku. Co widzą dzieci? Jak mnie zapamiętają? Czy narzekającą na wszystko matkę, czy wiecznie zmęczoną, zabieganą?

Narzekanie to trochę jak mechanizm. Jego działanie jest proste, wracasz do domu po pracy musisz być zmęczony! Ja nauczyłam się czuć zmęczenie właśnie w drzwiach domu. Na szczęście można z tym walczyć, bo przecież to nieprawda, że zawsze jest ciężki dzień. Czasem to jest bardzo dobry dzień. Jedni mówią, że to oszukiwanie siebie, ale mnie pomogło. Wracając do domu mówiłam, nie jestem zmęczona, nie jestem zmęczona!

Każdy ma swoje sposoby, jeśli tylko chce coś z tym zrobić.

Najlepiej zacząć od małej rzeczy. Może tej minuty dziennie.

Wykorzystać dobrze minutę na BYCIE z dziećmi. Myślę czasami o tym, co zapamiętają z dzieciństwa. Czy wielkie prezenty, czy wspólne robienie pierogów? Co ja pamiętam z dzieciństwa?

W naszym domu nie ma idealnego porządku, bo gdybym więcej sprzątała mniej czasu miałabym dla dzieci. Dom to nie muzeum, dom to rodzina to ludzie, którzy w nim uczą się siebie nawzajem. Kim jestem? Jaka jestem? Widzę to jak w zwierciadle patrząc na moje dzieci. Nie jestem idealna matką.

Pewnie popełniam mnóstwo błędów, ale nie jestem sama. Wspólnie z mężem rozmawiamy i zastanawiamy się nad wieloma sprawami. Prawie każdego wieczoru prosimy Boga o mądrość w wychowaniu i łaskę wiary dla nich. Możemy wiele ich nauczyć, ale przyjdzie dzień, kiedy sami podejmą decyzję jak żyć. Przyjdą dni, kiedy oni sami odkryją, że nie jesteśmy idealnymi rodzicami i zaczną się nam przyglądać krytycznie. Dlatego nie warto udawać wszystkowiedzących, czasem trzeba się pochylić nad dzieckiem żeby przyznać mu rację, czasem przeprosić.

Naszym pragnieniem jest wychować dzieci tak by były szczęśliwe w przyszłości. By umiały kochać innych. By chciały być dobrymi ludźmi. By szanowały siebie i innych.

 

Wierzę, że wielu mądrych rodziców wymyśliło już mnóstwo wspaniałych rozwiązań na dotykające i nas problemy. Dlatego warto sięgnąć do mądrej literatury. Intuicja jest ważna, ale moja mówiła mi jesteś najlepsza i nie musisz się już niczego uczyć! Dlatego zaprowadziła mnie w ślepą uliczkę. Nie chciałabym znowu się tam znaleźć, dlatego z pokorą ciągle się uczę i przyznaję do błędów.

Dużo się zmieniło w naszym życiu od tego pierwszego roku z małą Zosią na świecie. Wychowanie dzieci jest fascynujące. Czas pędzi nieubłaganie, dlatego szkoda byłoby stracić to, co najcenniejsze.

Wierzę, że można pogodzić pracę nawet taką, która angażuje z wychowaniem dzieci. Trzeba tylko nauczyć się chwytać chwilę. Nauczyć się, że żadne zabawki, wielkie atrakcje, kolejne zajęcia, nawet z najlepszym instruktorem w najlepszym domu kultury, nowe zabawki nie zastąpią tych małych a jakże ważnych chwil z twoim dzieckiem.

Biegnę schwytać chwilę.

Chociaż jeden raz dziennie naprawdę skup uwagę na dziecku lub bardzo poważnie odpowiedz mu na pytanie, a będzie to tyle samo warte co całe godziny spędzone z dzieckiem, w czasie których nie poświęcasz mu uwagi.”Tizzard i Hughes

Tekst ten został wydrukowany w czasopiśmie "Światło i cienie".